WIGILIJNY WIECZÓR STARUSZKI TEOFILII

Było cicho i bardzo spokojnie. Grudniowy zmierzch zapadł szybko. W miarę upływu tego wigilijnego dnia, siarczysty mróz tężał coraz bardziej. Na wiejskiej drodze było bardzo pusto. Śnieg sypał wielkimi płatami. Wydawało się, że nikogo tu nie ma.
Ale nie... Środkiem drogi wolnym krokiem posuwała się staruszka Teofila. Była tak pochylona, że zziębniętą twarzą niemal dotykała ziemi. Po pobrużdżonej siateczką starczych zmarszczek twarzy, spływały zamarzające łzy. Były to łzy smutku i gorzkiego żalu.

„Dlaczego? Dlaczego ja jestem taka samotna i nieszczęśliwa?
Miałam przecież dużą rodzinę - męża, córki, synów... Nasz dom był zawsze pełen gwaru
i śmiechu. Czysty, wysprzątany a co najważniejsze pełen ciepła i wszechpanującej MIŁOŚCI.

Ale wszystko się skończyło, kiedy mąż umarł. Dzieci porosły, założyły rodziny i rozeszły się
w różne strony świata. Zapomniały o matce... No cóż, trudno! Tak widocznie musiało być. Ale ciężko samej żyć na świecie. A już w ten cudowny wieczór wigilijny samotność dokucza najbardziej.

Pamiętam, jak to było pięknie, kiedy wszyscy wspólnie stroiliśmy choinkę tak barwnymi
i błyszczącymi ozdobami, że aż dech zapierało. A potem zasiadaliśmy do śnieżnobiałym obrusem nakrytego stołu, przedtem jednak dzieliliśmy się opłatkiem. Wszyscy mieliśmy łzy
w oczach... Ale były to szczęśliwe łzy radości...

Och, nie wróci już tamten czas. Jestem zupełnie sama. Wszyscy mnie opuścili. Jedynie i aż... Najlepszy Bóg Ojciec i Matka Najświętsza mają mnie zawsze w swojej opiece...”

Pomyślawszy o tym, staruszka Teofila poweselała. Lecz mimo wszystko na dworze było coraz ciemniej i mróz wciąż wzrastał.

Starą kobietę opuszczały siły. „Boże! Dobry Boże! Co robić? Tam, gdzie mieszkam, wśród starych desek i gałęzi szałasu, nie mam po co wracać. Chyba już tu umrę w ten wigilijny wieczór. Maleńki Panie! Błagam!”

I szła, płacząc, staruszka, sama nie wiedząc dokąd... W pewnym momencie osunęła się na ziemię. Ale na szczęście nie zdążyła upaść, bo nagle mocne silne i bardzo ciepłe dłonie podtrzymały biedulkę. Były to dłonie dwóch młodych chłopców

- Babuniu, tu niedaleko stoi nasz samochód, To tylko parę kroków. Jeśli nie możesz dojść, spójrz, zrobimy z rąk siodełko i tak doniesiemy się do auta.

Zmęczona do granic możliwości staruszka, zgodziła się. Po krótkiej chwili, wszyscy znaleźli się w rzęsiście oświetlonym salonie, pośrodku którego stała przepiękna, bogato przystrojona choinka, a pod nią leżały kolorowe paczki - paczuszki, jako prezenty.

Uśmiechnięci, młodzi jeszcze rodzice wzięli delikatnie staruszkę i posadzili w miękkim wygodnym fotelu. Przedtem jednak młody tata połamał bielutki opłatek i rozdał wszystkim. Staruszka Teofila płakała ze szczęścia myśląc: „Boże, jakiś Ty dobry! Nie opuściłeś mnie (tak jak z resztą zawsze). Dzięki Ci, o dzięki!”

A nad światem popłynęła piękna, wzruszająca kolęda „BÓG SIĘ RODZI”.
Serca ludzkie przepełniło wzruszenie i Boży pokój.

   Katarzyna Wilczyńska